Katastrofa demograficzna! Demograficzne tsunami! – każdy z nas słyszał te nośne hasła i zdaje sobie sprawę z tego, że w Polsce i Europie nie jest dobrze pod tym względem. Wiemy też, że będzie to stanowić istotny hamulec dla wzrostu regionu. Jednak jak jest naprawdę? Jak wyglądają nasze dane, statystyki oraz trendy?
Zanim to zobaczymy – musimy sobie zdać sprawę, że demografia to podstępna siła! Zmiany zachodzą powoli, prawie niezauważalnie w codziennym życiu. Zachodzące procesy trwają latami i dlatego ciężko się emocjonować i śledzić postępy. Aby nie stracić czujności i nie popaść w samozadowolenie, będziemy tutaj trzymać rękę na pulsie. Dzięki uprzejmości GUS i ich regularnie aktualizowanych danych będę uaktualniał wykresy i statystyki co kwartał. Poniżej przyrost naturalny w 2020 i pozostałe statystyki.
Przyrost naturalny, urodzenia, zgony i liczba ludności w Polsce:
Jedną z kluczowych informacji jest przyrost naturalny, który mówi nam o tym czy w kraju mamy do czynienia z większą liczbą urodzeń czy zgonów. Jak widać z poniższej grafiki nasza sytuacja robi się coraz poważniejsza i ubywa nas coraz więcej.

Od dłuższego czasu główną przyczyną tego stanu rzeczy jest spadająca liczba urodzeń. Niestety, ale nawet ambitny (i wymagający dla budżetu) program Rodzina 500+ nie był w stanie zatrzymać niekorzystnego trendu. Trzeba jednak przyznać, że był taki moment gdy po wprowadzeniu programu sytuacja znacząco się poprawiła. Nie pomaga również utrzymująca się na wysokim poziomie liczba zgonów (wymieranie wyżu demograficznego). Dodatkowo w 2020 niekorzystne trendy były potęgowane przez koronawirusa. Zwłaszcza w drugiej połowie roku doszło do wielu nadwyżkowych zgonów co wyraźnie widać poniżej.

To wszystko prowadzi do tego, że liczba ludności w Polsce powoli acz systematycznie spada. Chociaż jeszcze nie wygląda to dramatycznie – spadek o zaledwie 0.5% w 8 lat. Jednak trendy, które obserwujemy powyżej pokazują, że tempo spadku będzie się nasilać. Dlatego moim zdaniem przyjmowanie migrantów i stwarzanie im warunków do osiedlania się i zakładania rodzin powinno być kluczowe.

Z powyższych miesięcznych danych wyliczyłem kroczący współczynnik przyrostu naturalnego na poziomie -3.2 promila. Mówi on o tym, że obecnie rocznie ubywa w Polsce 3.2 osoba na 1000 mieszkańców. Współczynnik łatwiej odnieść i porównać z innymi krajami niż liczby absolutne.

Zawierane związki małżeńskie i rozwody w Polsce:
Ciekawie prezentują się również dane o związkach małżeńskich i rozwodach.
Oczywiście trzeba zaznaczyć, że 2020 jest kompletnie nie miarodajny przez panującą pandemię (lockdown, zamknięte sądy, przełożone wesela i śluby). Jednak trend za ostatnie 10 lat pokazuje, że po “hossie” ślubnej 2011-2012 “rynek” się ustabilizował i mieliśmy około 16 tys nowych związków rocznie.

Natomiast zupełnie nie zapadają w pamięci (poza 2020r. oczywiście) dane o rozwodach. Ciężko tu mówić o wyraźnym trendzie. Mimo, że temat jest nośny i był swego czasu “popularny” to liczby nie potwierdzają istotnych zmian.

Dlaczego ma mnie to wszystko interesować i jakie to ma przełożenie na moje finanse?
Doskonałe pytanie! Demografia jest potężną siłą w gospodarce i ma/będzie mieć bezpośrednie przełożenia na indywidualną sytuację finansową każdego z nas. To od niej w dużym stopniu zależy wiek emerytalny, wydatki z budżetu państwa czy stopa zastąpienia (emerytura do ostatniej pensji). Poniżej prezentuję prognozy Głównego Urzędu Statystycznego. Wskaźnik obciążenia osobami starszymi (bo to właśnie przedstawia tabela), mówi o tym ile osób w wieku poprodukcyjnym przypada na 100 osób w wieku produkcyjnym. Obecnie wskaźnik wynosi 28 – czyli na jedną osobę starszą przypada 3.6 w wieku produkcyjnym. Projekcje nie pozostawiają złudzeń (za 25 lat – 2 osoby w wieku produkcyjnym na 1 emeryta). Lekko nie będzie!
Co prawda nie jestem fanem prognozowania i mam świadomość, że nikt z nas nie zna przyszłości, to jednak powyższe trendy są dla mnie bardzo przekonywujące. Z tego też powodu w moich własnych projekcjach finansowo “emerytalnych” zakładam minimalny transfer od państwa i w razie czego wolę się miło zaskoczyć.

Tymczasem przypominam staropolskie przysłowie: Umiesz liczyć? Licz na siebie! Możemy co prawda przyczynić się do poprawy sytuacji w kraju poprzez zwiększenie liczby potomstwa. Jednak nikt o zdrowych zmysłach nie oczekuje od Was takich heroicznych czynów (chociaż wyrazy szacunku dla każdej wielodzietnej rodziny!). Następna mądrość to zadbanie o swoją finansową przyszłość przez akumulowanie aktywów, które będą w przyszłości utrzymywać Wasz poziom życia. O czym piszę w pozostałych artykułach na blogu.
Mysterybuzu
„Dlatego moim zdaniem przyjmowanie migrantów i stwarzanie im warunków do osiedlania się i zakładania rodzin powinno być kluczowe.”
SERIO?!
A może kluczowe jest zapewnienie godnych warunków do życia kobietom aktualnie już mieszkającym w Polsce? Dostęp do lekarzy, opieka okołoporodowa i wsparcie finansowe samotnych matek, niepełnosprawnych dzieci i ściganie alimenciarzy?
MIgranci to szybka ścieżka ratowania demografii. Worek złota dla tego, kto znajdzie sposób na zwiększenie dostępu do lekarzy bez wzrostu podatków.
A co ze wsparciem dla samotnych ojców i ściganie alimenciarek? Macie to gdzieś, prawda? Bo facet jest od płacenia alimentów, a sądy stronią od przyznawania opieki dla ojców? A jeśli jednak przyznają to co? Gorsza kategoria, bo wsparcie matką się należy, a samotny ojciec też ma innym pomagać, a jemu to nikt? O zasądzeniu alimentów przez rok mowy nie ma, bo sądy ignorują, nawet zabezpieczenia nie dadzą bo matka napisała, że „ma mało pieniędzy”. No i zrób coś z tym. Nie ma siły.
Normalnie poniżej krytyki…
Dzięki za wpis!. Nie da już sie odwrócic tego trendu, trzeba działac już teraz żeby zbudowac finansowy spokój za 20-30 lat. Fajna byłaby bardziej złożona analiza tego jak spadający przyrost naturalny będzie odziaływał na cała populację za 20-30 lat. Nie tylko chodzi o emeryturę, ale równiez o finanse całego kraju i skutki dla obywateli takie jak rozwarstwienie społeczne itp..
Też mi się tak wydaje. Czas gdy w wieku reprodukcyjnym były roczniki wyżu demograficznego przełomu lat 70/80, czas kiedy należało działać w kierunku zachęcenia do szybszego decydowania się na pierwsze i kolejne dzieci minął. Jakiekolwiek teraz zostaną wdrożone działania, to liczba kobiet, które mogą zdecydować się na posiadanie pierwszego i kolejnych dzieci jest coraz mniejsza.
Nie odnosząc się politycznie, nie negując a priori, zastanawiam się, czy ktoś wykazał, że wzrost liczby urodzeń po wprowadzeniu programu 500+ może być tłumaczony jako zależność przyczynowo skutkowa? Tj. jak ten wskaźnik zachowywałby się bez wprowadzenia tego programu? Jak się w tym czasie zmieniła dzietność? To zapewne pytania do demografów.
Hipergamia kobiet – mówi wam to coś? 😉